Pracownia na wsi - serce, które bije w rytmie natury
Przeprowadzka z miasta na wieś nie jest ucieczką to decyzja o innym tempie, innym rytmie, innym słuchaniu siebie. Zamiast szumu ulic i kalendarza podzielonego na kwadraty , zapach mokrej ziemi, światło, które zmienia się nie według spotkań, lecz według pór dnia. Oto opowieść o tym, jak wybraliśmy Gąski koło Warki, i o ścieżkach, które mogą poprowadzić dalej tych, którzy też czują, że czas zacząć oddychać pełniej.
Miasto: gęstość i rozproszenie
Miasto uczy sprawności. Windy, biurowce, szybkie lunche między jednym mailem a drugim. Wszystko jest dostępne: kawiarnie do późna, dostawy na klik, kursy o dowolnej porze. A jednak, im więcej „na wyciągnięcie ręki”, tym częściej to, co najważniejsze, wymyka się między palcami.
Dni pękają na kawałki: dojazd, stand-up, status, deadline. Okna stają się ekranami, a ekrany widokiem na świat. Głowa jest pełna, dłonie puste. Tworzymy prezentacje, ale rzadko tworzymy przedmioty. Wewnątrz rośnie cicha tęsknota: za „namacalnym”, za pracą, która zostawia ślad nie tylko w chmurze, lecz także na stole, w dłoniach, w pamięci mięśni.
Wieś: przestrzeń, rytm i konsekwencja
Wieś nie daje gotowych rozwiązań. Daje przestrzeń i prośbę, by ją wypełnić. Tu czas sklejają poranki, ptaki i rytm pracy ludzi, którzy wiedzą, że każde drzewo ma swój moment. Cisza nie jest pusta: niesie odpowiedzi, jeśli nauczy się słuchać.
To świat, w którym człowiek oddaje część kontroli naturze i w zamian dostaje spójność: materiały są „z tej ziemi”, praca jest konkretna, efekt trzymasz w rękach. Zmienia się także miara sukcesu: nie na to, ile maili wysłałeś, lecz czy naczynie wyszło prosto z pieca takie, jakie miało być.
Nasza droga: z Warszawy do Gąsek
Kupiliśmy gospodarstwo czterdzieści kilometrów od Warszawy. Stare sady, dom do remontu, dawna kuźnia, która patrzyła na nas z cichą prośbą, by tchnąć w nią nowe życie. Wyremontowaliśmy dom, w kuźni stworzyliśmy z Anią pracownię.
Zanim glina stała się naszą codziennością, było kilka zakrętów. Stylizowałem stare meble, malując je farbami kredowymi dla klientów, którym projektowałem wnętrza. Potem przyszła stolarka praktykowałem u artysty, rzeźbiarza, stolarza. Lubiłem zapach drewna, rytm narzędzi, ale serce wskazało gdzie indziej.
Ceramika. Najpierw Beskid Niski dwutygodniowe wyjazdy, sześć razy wracałem, by wciąż od nowa uczyć się dłoni. Potem dwuletnia szkoła ceramiczna, cierpliwa nauka i piec, który pyta o wszystko bez słów. W międzyczasie uruchomiliśmy pracownię i przenieśliśmy się na wieś naprawdę, całym życiem.
Codziennie widzimy sadowników doglądających drzew. Ich obecność, ta cicha i uparta, daje nam poczucie zakorzenienia. Przypomina, że dobry owoc dojrzewa powoli, a dobra praca nie lubi pośpiechu.
Nowe wyzwania, nowa radość
Wieś sprawia, że rzeczy stają się realne i przez to wymagające. Glina schnie szybciej latem, wolniej jesienią; paczki do klientów trzeba pakować solidniej; piec woła o drewno, gaz lub prąd nie według naszego humoru, lecz według harmonogramu wypałów. Internet nie zawsze nadąża za ambicją, a drobna naprawa potrafi przerodzić się w dzień wędrówek po śrubę, której „na pewno dziś nie ma”.
A jednak właśnie w tym jest radość. Naczynie, które wychodzisz, ma temperaturę Twojej uwagi. Wypał, który się udał, zostaje w pamięci jak dobrze zagrana nuta. Dzień ma ciężar i smak.
Trzy pomysły do uważnego rozważenia
1. Most między dawnym a nowym.
Zanim porzucisz miasto, pomyśl o zawodzie, który może mieć dwa brzegi. Dla mnie takim mostem były wnętrza i meble dawały chleb, gdy ceramika dopiero kiełkowała. Może Twoim będzie fotografia, edukacja online, zielarstwo, renowacja, pieczywo? Mosty są po to, by przejść na drugi brzeg bez gwałtownego skoku.
2. Nauka w cyklach, nie w sprintach.
Rzemiosło prosi o czas. Kursy wyjazdowe, powroty do pracowni, własne próby, porażki, poprawki tak rodzi się pewność dłoni. Moje „dwutygodniówki” w Beskidzie Niskim i dłuższa szkoła ceramiczna poukładały to, co wcześniej było przeczuciem. Zaplanuj naukę jak rok w sadzie: przygotowanie, kwitnienie, owocowanie, odpoczynek.
3. Pracownia jako miejsce spotkań.
Wieś lubi wspólnotę. Nawet jeśli zaczynasz od małej skali trzy koła, kilka osób na weekend to wystarczy, by wypełnić przestrzeń sensem. Warsztaty są nie tylko źródłem utrzymania; są też rozmową, w której każdy Ty i goście wraca do siebie odrobinę spokojniejszy.
Podejdź do tych pomysłów z uważnością. Nie jako do planu bojowego, lecz jako do szkicu, który dopiero ręka i czas zamienią w rysunek. Zanim powiesz „tak”, usiądź w ciszy. Sprawdź, czy to Twoje „tak”.
Pracownia w rytmie natury
Zimą ogrzewa nas piec, latem naczynia schną w słońcu. Wiosną do środka wpada śpiew ptaków, jesienią powietrze niesie zapach wilgotnej ziemi. To miejsce uczy nas oddychać równo, słuchać uważniej, pracować nie szybciej, lecz mądrzej.
Zamiast zakończenia
Nie ma jednej recepty na przeprowadzkę. Są historie. Nasza jest o tym, że spokój może stać się zawodem, a ręce pamięcią. Jeśli czujesz podobne wołanie, nie odwracaj się od niego. Ale idź powoli. Słuchaj. Sprawdzaj. Pozwól, by Twoje życie dojrzało jak owoc w sadzie w swoim czasie.
Dariusz Leszczyński
współtwórca Boscoo Ceramic
Zdjęcie w nagłówku Iza Sawicka
0 comments